Komentarze: 3
To było kilkanaście lat temu... Mieszkałem i pracowałem w pięknym mieście położonym nad jeziorem. Uczyłem... religii. Na szczęście były wtedy "punkty katechetyczne", a nie lekcje w szkole... Byłem bardzo młodym człowiekiem. Z perspektywy czasu wiem, że nie powinienem uczyć. Ale cóż.... Na zajęcia, trochę chyba z nudów, a trochę z ciekawości przychodził "innowierca", protestant... Był mądrym dzieckiem: nie krytykował, nie ośmieszał... Ale uczynił coś ważnego: "zmusił", a może lepiej - zachęcił - mnie do czytania Biblii. On- dziecko prawie i ja- "wielki" katecheta... I tak się zaczęło....